zeszło zboczem gór, ominęło las
niosło worek słów nad wody błękit
ciężko zeszło w dół, falą w bezkres fal
potem już po szkle, do uszu głębin
prosty przekaz słów, bez ryzyka kar
potem cisza już
a potem
cisza
otwórz, powtórz, włóż – urządzamy świat
powtarzamy wciąż te same błędy
szczury gryzą mur, pieniądz w berka gra
świat burzymy drżąc o własne względy
gdy sumienie śpi, nieświadomi strat
wpisujemy dni na listę błędów
echo nie ma sumienia
echo słów nie odmienia
tik – tak
tik – tak
na dusz pustostan
na stałość zmian
na stałość rozstań
tik – tak
tik – tak
na serc drobnostkę
na serca kłam
jedyny lek
lekarz dusz
cierpliwy czas
w sieci dróg
drogowskaz zmian
lekarz dusz
nadziei blask
w sieci dróg
tik – tak
tik – tak
na serc pustostan
na złudzeń kłam
jedyny lek
lekarz dusz
cierpliwy czas
w sieci dróg
drogowskaz zmian
lekarz dusz
nadziei blask
w sieci dróg
manny chcą, czekają wciąż na cud
żebrzą w głos, nie słyszą cudzych próśb
dobrze śpią na stosie tanich dóbr
w plecy nóż w obronie swoich cnót
modlą się, przed niebem ćwiczą skłon
ciszy dusz w kieszeni strzeże wąż
chciwie drżą, zjadają sobie trud
ciemna noc ich domów strzeże
gest za gest
żadna strata
cios za cios
wszystko wraca
gniew za gniew
długu spłata
wet za wet
karma taka
wolno krew przetacza słońca krąg
z nowym świtem krzywdy znajdą dom
gest za gest, za łzy przelane – ból
twardy sąd tych zasad strzeże
gest za gest
żadna strata
cios za cios
wszystko wraca
gniew za gniew
długu spłata
wet za wet
karma taka
nie przejdzie bokiem, przyjdzie i tak
jak rok jest rokiem, przyjdzie jej czas
nie przejdzie bokiem, przyjdzie i tak
ominie słotę przedwiośnie zmian
za kradzież dnia
za deszcze
za ciszę drzew
złowieszczą
za nocy mrok
niespieszny
za myśli chłód
– wiosna
nie przejdzie bokiem, przyjdzie i tak
jak sięgnąć wzrokiem – porządek spraw
nie przejdzie bokiem, przyjdzie i tak
bezsennych nocy ukróci czas
przez zimny korytarz nocy
z chłodu co ze mnie płynie
spod lodowatych kropel
spomiędzy krzywych zwierciadeł
wyprowadź mnie
spomiędzy ślepych luster
mimo zamkniętych powiek
trzymaj mnie mocno za rękę
możesz nic do mnie nie mówić
lecz prowadź mnie
prowadź mnie
to miejsce jest niezbyt miłe
trzymaj mnie mocno za rękę
możesz nic do mnie nie mówić
lecz skoro mnie już znalazłeś
wyprowadź mnie
wyprowadź mnie na światło
wyprowadź
wyprowadź mnie
spomiędzy ślepych luster
spomiędzy ciemnych zasłon
przez zimne ściany nocy
przeprowadź mnie
rozkrzyczały się skronie
ciszę wzięły za znak
zacisnęły się dłonie
wietrząc burzę
ot tak
myśli grały na głosy
słowa cięły jak grad
obliczone na ciosy
obliczone na ból
siały wiatr
wiatr
zbyt duży wiatr na nasz dom
zbyt słaby dom na ten wiatr
słowa walką zmęczone
ostrzem legły na wznak
skryły skargi chybione
szło na ciszę
ot tak
wiatr
zbyt słaby wiatr na nasz dom
zbyt mocny dom na ten wiatr
raz, dwa, trzy – otwierasz drzwi
za sobą ciągniesz długi cień
cztery nogi, klepek pięć
on jeden widzi nawet mniej
raz, dwa, trzy – zdecyduj się
tu możesz być, tam możesz mieć
czas ucieka
plecami do ściany
wyliczasz dokąd iść
nie czekaj na zmiany
zmień wszystko sam
i zacznij żyć
raz, dwa, trzy, za nocą dzień
te same myśli, bezruch scen
cztery kąty, sam tu siedź
przed nocą wyjdzie nawet cień
plecami do ściany
wyliczasz dokąd iść
nie czekaj na zmiany
zmień wszystko sam
i zacznij żyć
czas ucieka
czas to rzeka
czas ucieka
czas to rzeka
czas nie czeka
czas ucieka
czas to rzeka
czas nie czeka
od ciemności w ciemność marsz
pod górę lat
przedmiot, podmiot, miejsce, czas
tu, teraz, tam
od ciemności w ciemność marsz
przez talię zajść
kolor figur, kształty barw
i szarość dnia
stary zegar nowy mierzy czas
stara dusza snami śpiewa w nas
od ciemności w ciemność marsz
po kartach spraw
uwalniamy myśli z krat
i zbędnych nazw
od ciemności w ciemność marsz
przez kwadry lat
zniewoleni snem, na wiatr
sypiemy czas
co byś stracił gdyby nie zmieniło się tu nic?
co byś stracił gdybym nie musiała dalej iść?
co byś stracił gdyby twierdze z piasku miały trwać?
co byś stracił gdybyś widząc ogień wstrzymał wiatr?
daj nam czas
co byś stracił gdybym nie wiedziała, że to plan?
gdybyś nie dał doświadczać tylu zmian?
daj nam czas
daj
który możesz wszystko
który piszesz przyszłość
który dajesz czas
daj nam czas
na górze burze, a na spodzie kuli porządek
ta pora ma kaprysy i, jak prawda, dwa końce
pod domem psy wieszają psy z tęsknoty za słońcem
gdy północ w sen zapada, na południu gorąco
lato chowa się przed zimą
raz z nią kończy, raz zaczyna
stoisko z watą, lato, rurki z kremem, kot z osłem
gdy prawe oko widzi lepiej, lewe zazdrości
łagodny wstęp. trudniejszy finał. wnioski dość proste
nie zrobisz z zimy lata. przestań łączyć sprzeczności
lato chowa się przed zimą
raz z nią kończy, raz zaczyna
(Ten Typ Mes)
ty pytasz, jak pięknie odmówić modlitwę
ja – jak koledze w klubie odmówić kreski
o mój język można ostrzyć by brzytwę
twój – staje kółkiem, gdy ci puszczam Molestę
filmy, seriale odbierasz wizją i kadrem
dla mnie obiektyw może być choćby i z wiadra
jeśli dialogi i akcja nie są wytrawne
wychodzę. piję.
ty kicasz sprawnie na jodze lub szyjesz
ogólnie – jestem Capslockiem
jak się wścieknę, to spływa jak z okien
a ty kursywą, śladem za samolotem
lato i zima, plus i minus, pies z kotem
lato chowa się przed zimą
raz z nią kończy, raz zaczyna